RT @xluvmygilbertx: mordo ja sie nawet nie nastawiałam że coś takiego bedzie XD https://t.co/GYZIPvGMXl. 16 Oct 2021
Pomnik Gałczyńskiego w Praniu autorstwa Gracjana Kaji, fot. archiwum muzeum W środkowej części Puszczy Piskiej, na Mazurach, na wysokim brzegu Jeziora Nidzkiego jest posadowiona leśniczówka Pranie (niem. Seehorst, od 1938 roku Eichenborn). Nazwę swą zawdzięcza dawnym mieszkańcom pobliskiej osady. O porankach i wieczorami nad otaczającymi ją bagnami i łąkami unosiły się mgły. Mazurzy mówili wówczas, że łąki „prą”.Do Prania można dostać się samochodem, jadąc od strony południowej przez wsie Karwica i Krzyże, bądź północnej – przez miasteczko Ruciane-Nida. Można też, tak jak niegdyś Poeta, dotrzeć tu droga wodną. Na dworcu kolejowym w Rucianem-Nidzie leśniczy Stanisław Popowski 15 lipca 1950 roku przywitał mistrza poetyckiego obrazowania, jednego z najważniejszych polskich autorów XX wieku, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (1905-1953). Do Prania przypłynęli potem łodzią, a obraz ujrzanej wówczas leśniczówki utrwalił poeta w poemacie Wit Stwosz. Dom na wzgórzu, z oknami każdym oknie pelargonia nieruchoma. Dom ceglany w słońcu się rumienijakby wielkie jabłko na jesieni. Pelargonie stoją w równym wino zwiesza się wszędzie. Powój pachnie. Pszczoły miód górze las. A w dole jezioro. Wieczór. Świateł na podwórzu wóz przesuwa się nad pompą. za nim gwiazdy, każda ze swa latarniąi podwórze jest jak planetarium. * * * Na wyjazd do Prania namówił rodzinę Gałczyńskich Ziemowit Fedecki, zaprzyjaźniony z poetą tłumacz literatury rosyjskiej. Natalia Gałczyńska szukała miejsca z dala od zgiełku, pozbawionego napięć politycznych i towarzyskich. Miał za sobą bowiem autor Zaczarowanej dorożki trudne przeżycia związane z przebytym zawałem serca i ciężką szkarlatyną. Towarzyszyły mu też – zapewne wolno tak sądzić – minorowe nastroje. W czerwcu 1950 roku na V Zjeździe Literatów Polskich jego poezję – niezgodną z realizmem socjalistycznym jako metodą twórczą obowiązującą wówczas w Polsce Ludowej – poddano druzgocącej krytyce. Konsekwencją był czasowy zakaz druku, o czym przypomina Wojciech Kass we wstępie do folderu Kronika olsztyńska Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w fotografii Marka Truszkowskiego. Gałczyński Kronikę… napisał w ciągu kilkunastu dni pierwszego pobytu w Praniu. Znalazł tu ukojenie, serdeczność gospodarzy i wyjątkowe miejsce do pracy. W latach 1950 – 1953 przyjeżdżał do Prania jeszcze czterokrotnie. W październiku 1960 roku w obecności przedstawicieli uczestników Zjazdu Pisarzy – Przyjaciół Warmii i Mazur, który odbywał się w Olsztynie, wmurowano w ścianę leśniczówki tablicę z następującą inskrypcją: „W tym domu Konstanty Ildefons Gałczyński napisał Niobe, Wita Stwosza, Kronikę olsztyńską”. – Niobe była najpierw jak gdyby zrealizowanym zamówieniem –przypomina Kira Gałczyńska. – Profesor Stanisław Lorenc, dyrektor Muzeum Narodowego i jednocześnie człowiek, któremu podlegał Nieborów jako oddział Muzeum Narodowego, zamówił u ojca, widząc jego fascynację głową Niobe i całym pałacem, wiersz do przewodnika. A pod wpływem tych mazurskich realiów zrodził się w Gałczyńskim pomysł czegoś większego, nie wiersza o Niobe do przewodnika po Nieborowie, tylko poematu o tym, czym jest sztuka w życiu każdego z nas. Są tam niezwykłe fragmenty, na przykład spotkanie z Szopenem na prańskim podwórzu – w realiach Prania wszystko było możliwe. I chociaż pierwszym poematem napisanym w Praniu była Kronika olsztyńska, to mój ojciec uważał, że był nim wiersz Spotkanie z matką. Pamiętam jego słowa na temat tego wiersza, który był czytany w jadalence pani Popowskiej. Wówczas on powiedział rzecz bardzo rzadką dla niego, a to dlatego, że jak gdyby oceniającą napisany poemat, a mianowicie rzekł wtedy: „To jest mój pierwszy ważny wiersz o Mazurach. Jeżeli będę umiał pójść tą ścieżką, to być może do czegoś dojdę”. Dokonałam potem, biorę to w duży cudzysłów, bardzo wielu odkryć związanych z tym poematem. Dla mnie to bardzo ważny wiersz, bo jest on opowieścią nie tyle o mojej babce, ile o mojej mamie. Jest także opowieścią o pani Popowskiej, która ojcu w tym bardzo ciężkim, depresyjnym stanie bardzo pomogła przez swoją cudowną prostotę, przez swoje ciche zainteresowanie dla tego, co on robi, a więc jest opowieścią o świecie, który odszedł i który już nigdy nie wróci. Ale mówiłam o odkryciach. Otóż jest taki modlitewnik, który mój ojciec dostał od swojej matki i z tym modlitewnikiem nie rozstawał się właściwie przez całe życie. Ta mała książeczka z końca XIX wieku, wydana przez Gebethnera i Wolffa, leżała zawsze przy jego łóżku. Kiedy umarł, moja mama tam ją zostawiła i ona tam leżała przez kolejne dziesięciolecia. A kiedy mama umarła, poprosiłam Andrzeja Drawicza, autora dwóch bardzo dobrych książek o Gałczyńskim i pierwszym, który napisał pracę magisterską o tym poecie (to był 1955 rok), żeby przyjechał pomóc mi przeglądać bibliotekę ojca, bo z książek wysypywały się jakieś zdjęcia, jakieś kartki rękopiśmienne. Nie miałam w ogóle pojęcia, co to jest. Andrzej przyjechał, zaczęliśmy przeglądać i zobaczyliśmy wówczas masę adresów zanotowanych w czasie rocznej wędrówki ojca po Europie Zachodniej w 1945 roku. Drawicz wówczas powiedział: „Pojedźmy szlakiem tych adresów, znajdziemy jeszcze na pewno, to był 1976 rok, wiele z tych osób”. Ale Andrzej miał inne sprawy na głowie, mnie też się za bardzo nie śpieszyło. Uważałam, że zdążę. I nie pojechaliśmy. Ale przeglądając kartki tej książeczki, znalazłam kawałki drutu, które tworzyły szpilki do włosów, wpięte tak po kilka stron, i wtedy zadzwoniły mi w uchu wersy ze Spotkania z matką: „A możeś jest południowa godzina,/ mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach?/ Wczoraj szpilkę znalazłem w trzcinach –/ od włosów. Czy to nie twoja?”. I tak zawsze mi się wyobraża, że wtedy, kiedy on zabrał ze sobą ten modlitewnik na Mazury, bo wszędzie jeździł z tą książeczką, może ona mu się otworzyła w tym miejscu, gdzie były te szpilki, i może one przypomniały mu matkę, i powstał taki niezwykły wiersz. Od chwili kiedy to znalazłam, zastanawiam się… Do dziś nie wiem, z czego rodzi się wiersz. Wiersz się może urodzić nawet z kawałka pordzewiałego drutu, jeżeli za tym pordzewiałym drutem stoi coś ważnego. Ona mi pierwsza pokazała księżyci pierwszy śnieg na świerkach,i pierwszy deszcz. Byłem wtedy mały jak muszelka,a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne. się nafta w nad uchem to ty, matko, na niebiejesteś tymi gwiazdami kilkoma? Albo na jeziorze żaglem białym?Albo falą w brzegi pochyłe?Może twoje dłonie posypałymój manuskrypt gwiaździstym pyłem? Spotkanie z matką * * * W maju 1965 roku w Praniu utworzono izbę pamięci Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Organizatorem było Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, pieczę nad nią sprawował zaś Dom Kultury w Piszu. Dziesięć lat później nastąpił nowy podział administracyjny i Pranie znalazło się w województwie suwalskim. Wówczas Muzeum Okręgowe w Suwałkach przy pomocy Muzeum Literatury w Warszawie zorganizowało biograficzno-literackie Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Otwarto je w czerwcu 1980 roku. Przez siedemnaście lat prowadziła je córka poety, Kira. W 1987 roku do Prania przyjechał z Sopotu poeta Wojciech Kass. I on razem z żoną Jagienką Perlikiewicz-Kass, znacznie wzbogacając ekspozycję, czule tym miejscem opiekuje się do dziś. Koncert na scenie w Praniu, fot. Jarosław Perduta – Pierwsza sala, do której wchodzą zwiedzający, to pokój, gdzie kiedyś Gałczyński mieszkał – informuje Jagienka Kass. – To tu na żelaznym łóżku, na sienniku wypchanym słomą spał, tu też wieczorem wszyscy spotykali się przy lampie naftowej. W domu nie było prądu, nie było wody, inaczej też wyglądało otoczenie leśniczówki. Ukazują to rozmieszczone na sztalugach zdjęcia przysłane nam przez córkę Hugona Schmidta, ostatniego niemieckiego leśniczego Seehorst. W pokoju zamieszkiwanym niegdyś przez Gałczyńskiego wyeksponowano również zdjęcia pierwszego polskiego leśniczego Prania, Stanisława Popowskiego oraz zdjęcie łódki, którą rodzina Gałczyńskich przypłynęła z Rucianego do leśniczówki. Zawieszono także replikę półki wykonanej przez Popowskiego. Stoją na niej książki, które czytał poeta w Praniu. Są to wydania klasyków polskich z lat dwudziestych i tom utworów Szekspira. Podczas pierwszego pobytu w Praniu kończył z tego tomu, na zamówienie Juliana Tuwima, tłumaczenie Snu nocy letniej. Z komedii owej zaczerpnął też motto, którym opatrzył Kronikę olsztyńską: „I wieczne lato świeci w moim państwie”. – Bywało, że ów tom podkładał Gałczyński pod nogę biurka, przy którym pisał – zwraca uwagę Jagienka Kass – i wskazuje na prospekt zdjęcia kulawego biurka umieszczonego na podeście przy ścianie. Biurko, jedyny autentyczny mebel z Prania, jest w posiadaniu rodziny Popowskich. A na podeście postawiono młynek do kawy, z którym poeta nigdy się nie rozstawał i lampę naftową. – Tłumaczę młodym ludziom – mówi Wojciech Kass, spoglądając na lampę – że do poezji nie wchodzą przypadkowe rzeczy. Do poezji wchodzi cała rzeczywistość. Jeżeli w poezji prańskiej Gałczyńskiego jest tak dużo księżyca i tak dużo lamp naftowych, to nie jest to ozdobnik, tylko taka była rzeczywistość leśniczówki Pranie. A jak księżyc świeci nad leśniczówką, to jest najpiękniejszym lampionem. Takich lampionów w postaci księżyca nie ma Florencja i Asyż – dodaje w zachwycie. Wzrok przyciągają pożółkłe kartki umieszczone w gablocie stojącej na środku pokoju. Na każdej zielonym atramentem skreślono nie więcej niż pięć wersów. To rękopisy Kroniki olsztyńskiej. – Wzruszyło mnie ostatnio przeczytane wspomnienie matki Stanisława Popowskiego – opowiada Jagienka Kass. – Wstawała o świcie, rozpalała w piecach, krzątała się w kuchni, a Gałczyński już pracował. Mówiła, że bardzo intensywnie pracował, ale większość zapisanego papieru lądowała w koszu. Zapisał parę zdań i wyrzucał, i wyrzucał. A ona się z tego cieszyła, ponieważ miała papier na rozpałkę. Szkoda oczywiście, że to wszystko się zatraciło, pochłonięte przez ogień, bo mielibyśmy jakieś wyobrażenie pewnego procesu twórczego. Dobrze jest nad jezioremnawet porą wieczoremlampę zapala naftową,po chwili we wszystkich pokojachnaftowe lampy płoną, a cienie od rogów jelenichrozrastają się w nieskończoność. Psy północy chmury pędzą po niebiejak wielkie psy do siebie jak się mruczy i świeci. Kronika olsztyńska * * * Kałamarz z zielonym atramentem stoi na biurku w drugim pokoju prańskiej ekspozycji. Leżą tam również drobne przedmioty: kalendarz, który poeta przywiózł z Pragi i drewniany niedźwiadek podarowany mu przez czeskiego poetę Františka Halasa. – Nie mamy tylko zielonej gąski, która stała tutaj – nie ukrywa żalu Wojciech Kass. – Ten porcelanowy bibelot otrzymał Gałczyński od rzeźbiarza Alfonsa Karnego. Gąska była biała, ale Mistrz Konstanty powiedział: „W domu Gałczyńskich białych gęsi nie będzie się hodowało”. I obaj przemalowali gąskę na zielono. Stała się ona później inspiracją do stworzenia Najmniejszego Teatrzyku Świata „Zielona Gęś”. Ta figurka w lipcu 1998 roku zaginęła. Na miejsce zbrodni wzywałem policjanta z posterunku w Rucianem-Nidzie. Najpierw powiedział mi, że nie przyjedzie, bo nie ma na paliwo, ale potem zadzwonił z informacją, że jak komendant dowiedział się, iż chodzi o Gałczyńskiego, to pieniądze na benzynę się znalazły. W Praniu w toku prowadzonej wizji lokalnej i rozmów o bibelocie zniesmaczony policjant oświadczył: „Godzinę temu okradziono kobietę, która wychodziła z banku z pieniędzmi na wypłatę wynagrodzeń pracowniczych, a pan mi tu głowę zawraca jakąś zieloną kaczką!”. Porcelanową figurkę gąski zastąpiła tabliczka z informacją o porwaniu ptaka i prośbą-cytatem: „Przechodniu, zmów paciorek”. A artyści, zaprzyjaźnieni z leśniczówką Pranie, podarowali muzeum dużą gipsową gęś, oczywiście w zielonym kolorze. Stoi na podłodze łańcuchem przywiązana do nogi biurka. Biurko i prezentowany obok księgozbiór pochodzą z warszawskiego mieszkania Gałczyńskiego przy alei Róż 6. Znajdujemy tam książki z dedykacjami Władysława Broniewskiego, Tadeusza Borowskiego, Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Andrzejewskiego. Są też autografy Gałczyńskiego w książkach ofiarowanych żonie, córce i teściowej, a także dedykacja Tadeusza Różewicza, pochodząca z 2008 roku, skierowana do odwiedzających muzeum. Na stronie z wierszem Anioł mieszczański napisał: „Cieszę się i raduję, że mogę razem z Konstantym I. Gałczyńskim przywitać Was w Muzeum Jego Imienia w Praniu”. Na ścianie zawieszono lampę dorożkarską. Znalazł ją Gałczyński w stajni w Oborach, wszystkich jednak przekonywał, iż jest to lampa z krakowskiej „zaczarowanej” dorożki. A moc odczuwania poetyckiego klimatu wzmacnia leżąca na biurku, podarowana muzeum przez Leszka Długosza, wizytówka Jana Kaczara, mówiącego wierszem dorożkarza, który pewnej nocy zawiózł Gałczyńskiego na Wawel. Zgromadzono tu również prawie wszystkie powojenne wydania wierszy Mistrza Konstantego. Ich liczba świadczy o wielkiej popularności poety wśród czytelników. Obok półek z książkami w podświetlonych kasetonach umieszczono zdjęcia rodziców i brata poety, z różnych okresów ich życia. * * * Opowieść o latach międzywojennych w życiu i twórczości Gałczyńskiego umieszczono w trzecim pokoju muzealnym. Za pomocą zdjęć, plansz, fotogramów i fragmentów czasopism zobrazowano: naukę w gimnazjum, czas matury i studiów, uczestnictwo w grupie poetyckiej „Smok”, która później przybrała nazwę „Kwadryga”, debiut literacki i pierwsze publikacje, pobyt w Wilnie oraz przeprowadzkę do podwarszawskiego Anina. Pranie z lotu ptaka – fot. archiwum muzeum Zmobilizowany w 1939 roku, wojnę przeżył Gałczyński w stalagu Altengrabow koło Magdeburga. Jego nieśmiertelnik z numerem 5700 i list z obozu do żony zobaczymy w kolejnej, czwartej, salce muzealnej. Jest ona poświęcona szczecińskiemu i krakowskiemu okresowi życia poety. Piąte, ostatnie pomieszczenie to pokój poematów: Niobe (1959), Wita Stwosza (1951), Chryzostoma Bulwiecia podróży do Ciemnogrodu (1953) i cyklu Pieśni (1953). Wyeksponowano tu pierwsze wydania utworów, kopię rzeźby nieborowskiej Niobe, prospekt ołtarza Wita Stwosza w kościele Mariackim w Krakowie, który był inspiracją do napisania poematu, a także fragmenty rękopisów poematów i Pieśni X. Jest też brązowy odlew pośmiertnej maski Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego wykonanej przez Alfonsa Karnego. Wybaczcie mi, ludzie, jeśliw tych pieśniach dałem tak mało,że nie takie niosę pieśni,jakie by nieść należało; że tyle tu tych piękności,ptaków, rożnych pobrzękadeł,złocistości, srebrzystości,księżyców, Bachów i świateł. Cóż, kocham światło. Promieniem,jak umiem, wiersze gdym mógł, to bym zmieniłcały świat w jeden kandelabr. Myślę, że po to są wiersze,ich ruch ku sercu człowieka,by szerzej szła, coraz szerzejprzez kontynenty jutrzenka, światłami po wszystkich placach,światłami w każdej ulicy,ta Eos różanopalcaz dumną twarzą robotnicy. Jesteśmy wpół drogi. Drogapędzi z nami bez i mój ślad na drogachocalić od zapomnienia. Pieśń X * * * Pięciokrotnie przyjeżdżał poeta do Prania, do leśniczego Stanisława Popowskiego i jego matki Zofii. Na Mazurach spędził w ciągu trzech lat kilkanaście miesięcy. – Kiedyś uważano, że Pranie to była własność poety – wspomina Kira Gałczyńska, uśmiechając się. – A on wynajmował po prostu dwa pokoje, w których mieszkaliśmy. Jesienią pakował swoje rzeczy i wracał do Warszawy. Chociaż bardzo do Prania tęsknił. Był taki jeden zimowy pobyt, kiedy to powstał bardzo piękny erotyk zatytułowany Sanie. Miłosny wiersz napisany dla żony, ale jest również w tym wierszu zawarty opis mazurskiej zimy, w przeciwieństwie do pór roku w Kronice olsztyńskiej, gdzie jest i jesień, i lato, takie dojrzałe, cudowne. A zima jest w Saniach. A to z kolei wzięło się stąd, że oni jechali do Prania w sposób najbardziej niezwykły, czyli saniami. Pan Popowski miał konika i tak wędrowali. Dla ojca były to niezapomniane chwile i zamknął je w wierszu. Swój pobyt na Mazurach zakończył czymś, co potem nazwano jego testamentem, czyli Pieśniami. W dziewięćdziesięciu pięciu procentach Pieśni zostały napisane na Mazurach, a potem dopracowane w Warszawie. Tych wierszy było dużo, poematów było sporo. „Jakże tu opuścić tę żyzną glebę” – pisał w jednym z listów do Kazimierza Rudzkiego. Oni chcieli przenieść się na Mazury, oglądali nawet jakieś opuszczone gospodarstwo. Ojciec odnalazł w sobie świadomość, że w tych bardzo trudnych czasach wszystko, co się dzieje w Warszawie, jest nieistotne, że ważne jest, że tu mu się dobrze pracuje, że się cieszy z tej pracy. A Warszawa była gdzieś bardzo daleko i nie należało do niej na dłużej wracać. Zawsze był ten azyl pod tytułem „Mazury i dom Pomowskich” , taki bliski i serdeczny. Tak myślę, że mazurski tom wierszy to spora książka, a do tego znacząca w naszej literaturze. To zwyczajna podłoga: widać łebki gwoździ,farba wyłysiała od wielkiej starości, za to piec ciągle świetny na chłody zwiesza się nad łóżkiem na rogach tysiąc prób miał zrobić i milion,będę szukał formy najczystszej,czas, w którym żyłem, jak twarz lustrasportretuję,tylko trzeba słów wolnych od wszelkiej naleciałościoczyszczonych, odnalezionych,tylko trzeba wielkiego wysiłku. Chmiel na rogach jelenich… –Redagując tomy wierszy ojca,pisząc książki i współtworząc muzeum w Praniu, przyczyniła się pani też do powstawania mazurskiej legendy Gałczyńskiego. – Zaczęłam o pewnych sprawach mówić, o których się do tej pory nie wspominało, i stąd może być skojarzenie, że coś takiego jak legenda mazurska została przeze mnie zapoczątkowana. Nie, oczywiście, że nie. Zainicjował ją Gałczyński znacznie wcześniej. Jej początek gdzieś tam się narodził, a on to tylko jakby „oswoił”, ja w tym wszystkim byłam tylko trybikiem. Kiedy zaczynał się listopad na Mazurach, to nie wiadomo było, co ze sobą robić. Do najbliższej chałupy było cztery kilometry, a czasami zasypywało śniegiem równo z płotem, jakoś trzeba było, więc ten czas wypełnić. Właśnie wtedy zaczęłam próbować pisania, odkrywając cały świat Gałczyńskiego dla siebie od początku, dowiadując się bardzo wielu rzeczy. Ja w ten świat weszłam jako człowiek ukształtowany, który to i owo przeczytał, ale mimo to musiałam się Gałczyńskiego uczyć. Na temat wojny na przykład nie wiedziałam nic. On nie chciał mówić o wojnie, o obozie. I ja to „kupiłam”, nie wracaliśmy do tego, tak jak i on nie wracał. Po śmierci ojca mama mi dała jego zapiski z obozu Altengrabow. Otworzyłam, zobaczyłam, że to jest potwornie nagryzmolone, a ja mam teraz super ważne rzeczy na głowie, to gdzie ja będę się zastanawiać co, to za słowo… A potem, kiedy zabrakło mamy, powstawały kwadratowe nawiasy, bo nie umiałam pewnego słowa odczytać. I nawiasy pozostały w kilku wydaniach tego notesu. A to bardzo ważny tekst. Pokazuje Gałczyńskiego jako osobę zupełnie dotychczas nieznaną. Cieszę się, że pan Wojciech Kass przeczytał Notatnik na tyle uważnie, że to mu podsunęło myśl, aby nagrodę imienia Gałczyńskiego nazwać „Orfeuszem”. – Przypomnijmy, dlaczego łączymy te dwie postaci: poetę Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i syna Kaliope. W rejestrze zdarzeń i refleksji prowadzonych w Altengrabow znajdujemy notatki o Orfeuszu.– Tam o twórczości jest niewiele. Jedyny motyw twórczy stanowi właśnie Orfeusz, który miał być według niego jakimś cudownym oratorium. Czymś bardzo w formie potężnym. Widział tam chóry. To była jedyna rzecz, która wtedy, w tym okropnym czasie roku 1942, go zajęła. Wracał do tego Orfeusza, rozwijał ten motyw, to musiało być dla niego ważne. Tak, więc lepiej tej nagrody nie można było nazwać. – Nagroda im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Orfeusz” za najlepszy tom poetycki roku.– Tak jest. To ważna nagroda. Myślę, że on by się cieszył z jej powstania i z tego, że właśnie tak się nazywa. A ten notatnik musiał być dla niego niezmiernie ważny, ponieważ gubił wszystko, a z wojennej tułaczki wrócił z trzema rzeczami. Trzech rzeczy nie zgubił: małej ikonki, którą mu dała mama, lulki-malulki – tak ją nazywała; modlitewnika, o którym wspominałam, i tego notatnika. Notatnik był na tyle istotny, że on go najprawdopodobniej wielokrotnie czytał, bo są tam podkreślenia czerwoną kredką, którą miał na biurku w pucharku cynowym. Na tym pucharku była wygrawerowana opowieść o Puszkinie: o jego pojedynku, śmierci i pogrzebie. I tej kredki używał do różnych ważnych notatek, uwag dotyczących jakichś szczegółów w danym rękopisie. Numery stron były robione tą kredką i podkreślenia w notatniku także. Było zatem coś ważnego w Orfeuszu, do czego on chciał wrócić. Nie wrócił. * * * – Atutem tej nagrody jest patronat mojego anielskiego chlebodawcy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – mówi podniośle Wojciech Kass. – Nigdy nie miał nagrody literackiej swojego imienia poza laurem Srebrnego Kałamarza im. Hermenegildy Kociubińskiej, przyznawanym w Warszawie przez Fundację Zielona Gęś, ale ja nie wiem, czy ta nagroda brzmiała poważnie, bo Hermenegilda jest postacią fikcyjną, kiepską poetką rodem z kpiarskiego Najmniejszego Teatrzyku Świata. Jakąż to latarnią poetycką dla poetów, literatów, autorów wierszy jest dzieło Gałczyńskiego, jakimże to magnesem jest emblemat jego nazwiska dla czytelników, przekonałem się, gdy w 2003 roku – Roku Gałczyńskiego w Polsce – ogłosiłem jednorazowy konkurs jego imienia na zestaw wierszy. Liczba wierszy nadesłanych na adres w Praniu była imponująca! A skoro mowa o adresie, to drugim atutem tej nagrody jest leśniczówka Pranie, najsłynniejsza w Polsce, bo Gałczyński wprowadził ją niejako boczną furtką do kultury literackiej naszego kraju. Pobyt poety w tym miejscu podlegał procesowi mityzacji, samo zaś miejsce obrosło przez lata legendą. W adresie stoi Pranie 1, a dalej kończy się numeracja. Nie ma Prania 2, 3, 4 – jest jedno, w pewnym sensie jest więc cudem. Trzecim atutem jest nazwa nagrody, czyli imię Orfeusza, mitycznego poety, który chodził po świecie w epoce, gdy ten świat był zaczarowany, gdy żadne zwiastuny nie zapowiadały jeszcze pory jego całkowitego odczarowania. Ten niejako drugi patron przyszedł mi do głowy, gdy w Notatniku Gałczyńskiego natknąłem się na zdanie poety: „Sztuką jest żyć w złym świecie i śpiewać”. A zatem patroni, miejsce, mecenasi, autorytety jurorskie, czy to mało, aby ta nagroda zaledwie kilka lat od powstania była wymieniana jednym tchem obok innych ważnych nagród poetyckich naszego kraju? Imienia Szymborskiej, Mackiewicza, Silesiusa, nagrody miast – Gdyni, Warszawy, Poznania, a czemu nie Nike, chociaż tą nagrodę przyznawaną od dwudziestu trzech lat otrzymało jak dotąd tylko sześciu poetów. Może nie jest to laur medialny, ale to dobrze, gdyż medialność ma to do siebie, że odziera miejsca z ich genius loci, tego dyskretnego duchowego światła, które niknie w świetle jupiterów – mówi z przekonaniem Kass. * * * Nagrodę Poetycką im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Orfeusz” ustanowiono w 2011 roku. Jest przyznawana w dwóch kategoriach: Orfeusz i Orfeusz Mazurski – tym laurem są honorowani poeci z Powiśla, Warmii, Mazur i Podlasia. Wśród laureatów znajdują się Krzysztof Karasek, Przemysław Dakowicz, Janusz Szuber, Jarosław Marek Rymkiewicz, Joanna Kulmowa i Jarosław Mikołajewski. A wśród uhonorowanych Mazurskim Orfeuszem: Kazimierz Brakoniecki, Erwin Kruk, Alicja Bykowska-Salczyńska, Marzanna Bogumiła Kielar. Gala wręczenia nagród otwiera w Praniu Sezon Artystyczny. W lipcu i sierpniu na prańskiej scenie odbywają się koncerty, widowiska muzyczne i poetyckie. Jest to kontynuacja, ale znacznie rozszerzonych w swej formie i treści, zainicjowanych tu przed laty, przez Kirę Gałczyńską, spotkań z poezją i muzyką. – W 1998 roku powstał program autorski „Leśniczówka Pranie – Ośrodek Promienny”; nawiązywaliśmy do Związku Promienistych Tomasza Zana – opowiada Wojciech Kass. – Poeta i przyjaciel Mickiewicza wierzył w „promionki”, które są mikroskopijnym budulcem ludzkiej duchowości. Uważałem, że tymi „promionkami” emanuje także genius loci leśniczówki nad Nidzkim. Według projektu Zosi Markuszewskiej wybudowałem scenę, która znakomicie wpasowała się w gęstą ścianę drzew rosnących na szczycie jeziornej skarpy. Niebawem kilka tego typu scen powstało w okolicy. To były te prańskie „promionki” podejmowane przez lokalne społeczności. I od tego programu, sceny i założenia Stowarzyszenia Leśniczówka Pranie, do którego przystąpiło wiele znanych osobistości świata kultury na dobre rozhulały się w Praniu wystawy (wpierw umieszczane w namiotach, a potem między świerkami w Alei Nieznanego Poety), recitale, koncerty, spotkania autorskie, rozmaite warsztaty dla młodych ludzi, lekcje edukacyjne, prelekcje i wydawnictwa. W sumie w Praniu od 1998 roku do 2019 odbyło się ponad 400 imprez, w których wzięło udział około 1300 artystów – scenografów, aranżerów, akompaniatorów, kompozytorów, muzyków, wokalistów, malarzy, ilustratorów, fotografików, aktorów, pisarzy, krytyków. Pranie zimą, fot. archiwum muzeum – Z twórczością Zielonego Konstantego jesteśmy osłuchani. Utwierdzać to może w przekonaniu, że wszystkie role i znaczenia w jego życiu są już znane i opisane – zauważam. – Na światło co i rusz wychodzą rzeczowe pamiątki po Gałczyńskim – listy, zdjęcia, rękopisy, co dla muzealnika stanowi święto – zaznacza Kass. – Jeśli chodzi o spuściznę poetycką, to jest ona przestronna, bez dna, dlatego jest dziełem, dlatego jest arcydzielną. I w tym sensie nadal wiele znaczeń dziedzictwa poetyckiego Gałczyńskiego nie ma uwidocznienia. Dla mnie był ostatnim poetą, który swoim metafizycznym gestem językowym ściągał do wiersza przestwory kosmiczne. Pod tym względem był poetą kosmicznym, vide słynna karykatura Jerzego Zaruby lub portret Gałczyńskiego á la Kopernik w obserwatorium na tle rozgwieżdżonego nieboskłonu autorstwa Szymona Kobylińskiego. W 2017 roku muzeum pozyskało nieznane dotąd zdjęcie wykonane w stalagu w Altengrabow. Pozuje do niego grupa kilkunastu jeńców, wśród nich tylko poeta patrzy w niebo, pozostali w obiektyw. W czerwcu 2019 roku w muzeum odbyła się dwudniowa konferencja naukowa zorganizowana wspólnie z Uniwersytetem Białostockim, zatytułowana „Konstanty Ildefons Gałczyński – Miejsca niedoczytane”. Osiemnaścioro literaturoznawców z kilku ośrodków uniwersyteckich doczytywało zagadnienia związane z obrazem świata, językiem i życiem poety. Pozostał jednak niedosyt, dlatego planuję, aby w Praniu tego typu konferencje realizować w cyklu dwu- lub trzyletnim, a z każdej z nich powstałaby książka zawierająca teksty referatów i relacje z konferencyjnej debaty. Pamiętajmy, poeta należał do cywilizacji druku, w której centrum stała książka jako narzędzie poznawczego i estetycznego opisu tej cywilizacji. LITERATURAGałczyński K. I., Portret Muzy, wiersze zebrane t. 2, Prószyński i S-ka, Warszawa W., Kronika olsztyńska. Konstanty Ildefons Gałczyńsk w fotografii Marka Truszkowskiego, Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Pranie E., Literacki Atlas Warmii i Mazur. Pranie [reportaż radiowy],Radio Olsztyn, 2013. Reklama Klub Sportowy Aluminium Konin – II. liga 2.miejsce w sezonie 1997/98. Stoją w górnym rzędzie od lewej: Ewa Kazimierczak (lekarz drużyny), Robert Kolasa, Artur Majewski, […] Jak prać ręcznie? Wiele zniszczeń czy deformacji ubrań wynika po prostu z tego, że nie powinnyśmy prać ich w pralce. Praktycznie w każdej szafie znajdzie się co najmniej kilka rzeczy, które absolutnie muszą być prane ręcznie. Są to np. staniki (bardzo szybko odkształcają się w nich fiszbiny), delikatne rajstopy czy ubrania wykonane z jedwabiu. Kieruj się oznaczeniami na metkach, są one bardzo ważne! Nieprzestrzeganie ich może prowadzić do błyskawicznego zniszczenia danego ciucha, a źle prane ubranie może „nie przeżyć” nawet już pierwszego prania. Jeśli na metce znajdziesz zalecenie prania ręcznego, koniecznie się do niego dostosuj. Przed praniem ręcznym posegreguj rzeczy kolorami. Ubrania pierz w dużej ilości wody, najlepiej stosować specjalny płyn do prania ręcznego. Rozpuść detergent w misce z wodą, a dopiero później włóż do niej odzież. Wylanie płynu bezpośrednio na ubranie może doprowadzić do odbarwienia tkaniny. Unikaj prania w bardzo gorącej wodzie – chociażby z troski o swoje dłonie! Lekko ugniataj ciuch, a potem wypłucz go dokładnie, aż przestanie wydzielać pianę. Sprawdź koniecznie: Jak usunąć plamy z potu? Jak posegregować pranie? Zła segregacja ubrań może doprowadzić do zniszczenia tkanin lub zafarbowania. Tutaj również warto kierować się oznaczeniami na metkach – rzeczy o zbliżonych „wymaganiach” pierz razem. Przy segregacji ubrań przyda Ci się kilka żelaznych zasad: Najpierw warto rozdzielić rzeczy do prania ręcznego i automatycznego. To podstawowy podział! Ciuchy do prania automatycznego podziel na trzy grupy: bawełna i len, wełna i delikatne tkaniny, syntetyki. Poszczególne części podziel na kolory – pierz osobno rzeczy jasne, ciemne i kolorowe. Szczególnie istotne jest oddzielenie od siebie ubrań, które farbują. Upranie farbującej, zielonej bluzki z żółtymi spodniami na pewno nie będzie dobrym pomysłem... Pamiętaj o oddzieleniu od siebie również kontrastujących barw. Częstym problemem jest zafarbowanie ubrań w czasie prania. Aby tego uniknąć, pamiętaj o właściwej segregacji. Warto również sprawdzić dany ciuch przed pierwszym praniem – zanim wrzucisz go do pralki, zamocz w niewielkiej ilości wody, przekonasz się wtedy, czy nie farbuje. Jak chronić intensywne kolory? Aby ulubiony ciuch po kilku (dziesięciu) praniach nie stracił swojej nasyconej barwy, przed praniem namocz go w zimnej wodzie z solą. Jeśli zamierzasz użyć odplamiacza lub silnego detergentu, zawsze przeprowadź test w niewidocznym miejscu – unikniesz usunięcia barwnika z fragmentu tkaniny. Sprawdź także: Jak wypadł test pralek Ile prania umieścić w pralce? Oczywiście, najbardziej ekonomiczne jest pranie pełnej pralki ubrań. Łatwo jednak przesadzić z ilością! Pojawia się wtedy częsty problem – odzież jest niedoprana, a pralka w skrajnych przypadkach może się nawet zepsuć. Jeśli możesz swobodnie wsunąć rękę do bębna pralki po umieszczeniu ubrań, oznacza to że ilość prania jest odpowiednia. Istnieje również inna zasada: jeśli pierzesz rzeczy bawełniane, umieść w pralce 4-5 kg ubrań – bawełniane ciuchy dzięki ocieraniu się o siebie piorą się jeszcze dokładniej. Jeśli natomiast wrzucasz do pralki rzeczy wykonane z tkanin sztucznych, zdecyduj się na 2-2,5 kg. Jak suszyć? Niektóre deformacje ubrań wynikają również z wybrania niewłaściwej metody suszenia. Warto także w tym przypadku kierować się oznaczeniami na metkach! Istnieje jednak ważna zasada – bieliznę i rajstopy powieś mokre, wtedy woda będzie mogła z nich ściekać. Ubrania z wełny przed rozwieszeniem owiń w suchy ręcznik, aby odsączyć nadmiar wody. Jeśli rozwiesisz je mokre, mogą stracić fason. Uważaj, gdzie suszysz pranie – pozostawione na grzejniku może zostać poplamione rdzą. Sprawdź dokładnie czystość sznurków - one również potrafią pobrudzić ubrania... Jak poradzić sobie z „twardym” praniem? Czasami po upraniu ubrania są zbyt szorstkie i sztywne. Problem ten dotyczy zwłaszcza ręczników. W tej sytuacji warto użyć sporej ilości płynu zmiękczającego, a po wysuszeniu mocno chwycić ręcznik z jednej i z drugiej strony, a następnie „naciągnąć”. Zajrzyj również: Pielęgnacja butów skórzanych i skóropodobnych Co zrobić, gdy pralka brudzi ubrania? Bywa, że po praniu ubrania są jeszcze brudniejsze niż przed nim. Często jest to wina kamienia lub innych zanieczyszczeń znajdujących się w pralce. Należy wtedy nastawić pranie „na pusto” – wsypać do dozownika małe opakowanie sody oczyszczonej i kwasku cytrynowego. Można również użyć samego kwasku lub samej sody. Temperatura takiego „pustego” prania powinna wynosić 90 stopni. Tego rodzaju czynność należy wykonywać profilaktycznie co jakiś czas, aby zapobiec brzydkiemu zapachowi i brudzeniu przez pralkę. Istnieją również specjalne środki chemiczne do czyszczenia automatów. Jak prać rzeczy niemowląt? Skóra maluchów jest wyjątkowo delikatna i narażona na podrażnienia. Dlatego ubranka niemowląt powinny być prane w specjalnym proszku! Dzięki temu unikniesz swędzących wysypek. Aby zapewnić dziecku szczególną ochronę, pierz w niemowlęcym proszku również dziecięcą pościel, a nawet swoje ubrania – skóra dziecka ma przecież kontakt także z nimi. Pamiętaj o dokładnym płukaniu! Zaleca się, aby ubranka niemowląt z wyjątkowo wrażliwą skórą płukać nawet dwukrotnie. Pościel dziecięcą najlepiej prać w temperaturze 60 stopni, co spowoduje, że zginą roztocza. Jeśli ubranka malucha są bardzo mocno ubrudzone, warto nastawić pralkę również na pranie wstępne. Jak usunąć plamy? Kolejny częsty problem z praniem to usunięcie niektórych plam. W pewnych przypadkach nie musisz jednak używać odplamiacza – wystarczy że sięgniesz po sprawdzone, domowe metody, z których korzystały nawet nasze babcie. Unikniesz wtedy częstego problemu, jakim jest odbarwienie tkaniny – ryzyko to nie zniknie jednak całkowicie, zawsze przetestuj więc metodę na małym fragmencie ubrania. Atrament Aby usunąć plamy z atramentu, użyj soku z cytryny. Możesz również skorzystać z innej opcji – zamocz tkaninę w gorącym mleku, a następnie upierz w ciepłej wodzie z mydłem. Możesz także namoczyć materiał w gorącej wodzie z solą, a potem polać plamę spirytusem (uważaj jednak, aby tkanina się nie odbarwiła – przeprowadź test na małym skrawku ubrania). Curry Żółte, jaskrawe plamy z curry są niestety trudne do usunięcia. Świeżą plamę należy wypłukać w letniej wodzie, a następnie przetrzeć spirytusem. Spójrz także: Symbole na metkach Czekolada Tkaninę namocz w mleku, a potem upierz w ciepłej wodzie z mydłem. Czerwone owoce, czerwony barszcz, czerwone wino Plamę posyp solą (najlepiej obficie), a następnie wcieraj ją, co jakiś czas zmieniając na czystą. Potem wypierz ciuch w zimnej wodzie, a następnie nastaw na normalne pranie. Flamastry Materiał upierz w mydle albo w glicerynie, a potem upierz jak zwykle. Resztki usuń za pomocą spirytusu metylowego. Guma do żucia Gumę do żucia możesz zmyć za pomocą acetonowego zmywacza do paznokci (ryzykujesz jednak odbarwieniem tkaniny). Możesz również pocierać plamę kawałkiem lodu, a zamarzniętą gumę odskrobywać. Pozostałości wyczyść alkoholem metylowym. Herbata Brudne miejsce polej dużą ilością wody. Jeśli plama jest już stara, usuniesz ją za pomocą wody utlenionej z dodatkiem niewielkiej ilości amoniaku. Kawa, kakao Świeże plamy najlepiej polać gorącą wodą, po czym wypłukać materiał zimną. Możesz także posypać zabrudzenie solą, spłukać, a potem posmarować środkiem piorącym i zmyć go gorącą wodą. Stare plamy można usunąć za pomocą gliceryny. Krew Plamy z krwi można usunąć dzięki praniu tkaniny w bardzo zimnej wodzie. Jeśli jednak plama jest już stara, należy ciuch długo moczyć, często zmieniając wodę na lodowatą. Następnie tkaninę należy uprać w mydle (również w zimnej wodzie), a potem uprać w proszku do prania. Jeśli w miejscu zabrudzeń pozostaną żółte plamki, można je usunąć za pomocą wody utlenionej (ostrożnie!). Mocz Plamę posyp solą, a potem wypłucz w zimnej wodzie. Pot Aby usunąć plamę z potu, namocz tkaninę w soli lub użyj amoniaku. Rdza Natrzyj plamę proszkiem do pieczenia, a następnie upierz. Możesz również usunąć zabrudzenie za pomocą kwasku cytrynowego lub kwasu winnego (w proporcji jedna łyżeczka na szklankę wody). Następnie dobrze wypłucz! Szpinak Aby usunąć zabrudzenia po szpinaku, potrzyj plamę surowym ziemniakiem. Tłuszcz Natrzyj zaplamione miejsce płynem do mycia naczyń, a potem wypłucz. Plamę można również posypać mąką ziemniaczaną, pozostawić na kilka minut, a potem wyszczotkować. Wosk Aby usunąć wosk, prasuj zabrudzone miejsce żelazkiem przez papierową chusteczkę do nosa (lub serwetkę czy ręcznik papierowy). Kiedy wosk odpadnie, wypierz tkaninę ręcznie w mydle. Jeśli materiał zabarwił się od kolorowego wosku, możesz użyć spirytusu do wyczyszczenia plamy. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty w tym roku już po raz dziesiąty ma przyjemność zaprosić na Międzynarodowy Festiwal Filmowy Młode Horyzonty – ogólnopolskie święto dla młodych widzów i widzek oraz ich opiekunów. Gwarantujemy szeroki dostęp do wartościowych tytułów, w tym polskich premier. Od 30 września do 8 października festiwal odbędzie się stacjonarnie w Warszawie i Witam!!! Od paru miesięcy zacząłem odczuwać częste zmęczenie fizyczne jak i psychiczne (najbardziej), jestem za granicą od paru dobrych lat, wcześniej byłem sam, teraz mam swoją wymarzoną kobietę, Z KTÓRĄ JEST MI WSPANIALE... natomiast zastanawia mnie co jest takiego nie tak - po pierwsze mam dużo pytań i niejasnych odpowiedzi... I PROSIŁBYM o wyczerpujący opis dla mnie. Obawiam się, że depresja mnie dopada albo nawet juz dopadła i to nawet dawno temu - mam na myśli rok lub dwa, tylko że była to depresja sezonowa (tak przeczytałem wcześniej, że jest taki rodzaj depresji). Zacząłem się zastanawiać nad sobą i nad swoim zachowaniem - mam na myśli wybuchy agresji i po kilku minutach jest ok. Szukam przyczyn, moja narzeczona cierpi przez to, gdyż nie wie co się ze mną dzieje. Nie wiem czy jej mówić o tym, gdyż zawsze byłem facetem w pełni odpowiedzialnym, nie chcę, aby ona straciła poczucie bezpieczeństwa u mego boku! Nigdy nie przypuszczałem albo może do końca nie wiedziałem czym jest depresja i dlatego nie wiedziałem też, że mnie ONA DOPADA. Myślałem na początku, w zeszłe wakacje, że powodem jest to, że przestałem palić i tłumaczyłem sobie moje wybuchy właśnie tym itp. - co na pewno też było przyczyną, no ale zaczęło się to nasilać coraz mocniej. Pewnego razu mieliśmy księdza w domu po kolędzie, jak to przystało zimową porą, i rozmawialiśmy na różne tematy - jak się nam mieszka, gdzie pracujemy itp. itd... natomiast ja tylko narzekałem na wszystko (mając bardzo dobrą pracę w obcym kraju (kobieta moja również), wspaniałe mieszkanie i samochód itp. itd., życie na luzie... Po chwili ksiądz zapytał mnie - może ty masz DEPRESJĘ? Szczerze, to bałem się takiego stwierdzenia i uciekałem od tego - nawet jeśli cokolwiek przypuszczałem wcześniej, że to może jednak TO - nie wiedziałem co odpowiedzieć i powiedziałem, że "noooo na pewno jakiś taki lekki stan poddepresyjny jak to zimową porą za granicą" i od tego momentu zacząłem sie głębiej zastanawiać nad sobą i kleić fakty, czytać na ten temat...na temat DEPRESJI. Jakie mam objawy? - od listopada 2010 r. bardzo często, a nawet codziennie poczucie zmęczenia, przemęczenia, niezadowolenie z życia...różne wahania nastrojów, narzekanie na wszystko i wszystkich, bez codziennego uśmiechu na twarzy, niezadowolenie z pracy i do tego jeszcze dochodzą nerwy, kawa, stres w pracy i tak w kółko, codziennie spieszno mi do domu, do łóżka na leniuchowanie i nicnierobienie! Zimowa pora w krajach skandynawskich daje się we znaki i to też jest na pewno współczynnik tychże objawów, długie noce, brak promieni słonecznych, znajomych, towarzystwa, rodziny i codzienna monotonia, dużo pracy - a grosz potrzebny, tym bardziej, że planujemy ślub i mamy dalsze ambitne plany. Tłumaczyłem sobie na wszystkie strony co jest przyczyną - czy mam depresję czy nie? i odpowiedziałem sobie na pytanie dzisiaj, że TAK!! MAM!! Co jest w tym najciekawsze - jak sam stwierdziłem, że mam depresję (co sam stwierdzać nie powinienem), uśmiechnąłem się i byłem zadowolony, i teraz się zastanawiam dlaczego - czy dlatego, że bałem się czegoś gorszego, jakiejś gorszej wewnętrznej choroby (bo myślałem o tym) czy coś w tym stylu czy po prostu było to tylko chwilowe zadowolenie?? A może depresji jednak też nie mam?? i co wtedy...? NIE WIEM kogo się poradzić, nie chcę iść do lekarzy, gdyż nie słyszałem dobrych opinii na ten temat w tym kraju gdzie teraz jestem, następnie nie chcę brać leków, gdyż mają na pewno skutki uboczne (gdzie już czytałem na ten temat), a nie chcę też, aby ktoś pomyślał, że mi odbiło czy też że jestem nienormalny, gdyż funkcjonuję normalnie jak wcześniej, tylko bez ZAPAŁU DO ŻYCIA, BEZ MOTYWACJI, a przecież przede mną same piękne chwile: pobieramy się niebawem, planujemy dziecko, wszystko idzie pozytywną ścieżką, dlatego szukam RADY, szukam momentu, gdzie się to zaczęło - w którym momencie dokładnie i dlaczego? Wiem, że dużo ludzi boryka sie z tym problemem i nawet o tym nie wiedzą i nie mają pojęcia co ich dopada, tłumacząc swoje zachowanie zmęczeniem, brakiem energii itp. Chcę jeszcze podkreślić dlaczego sam stwierdziłem, że mam DEPRESJĘ - dlatego, iż po przeczytaniu kilku opinii na ten temat i po "przewinięciu taśmy" i połączeniu faktów wszystko się zgadzało, normalnie dokładnie - tak jakby ktoś opisał moją historię. Nie zgadzało się tylko to, że nie miałem myśli samobójczych, jak to w niektórych przypadkach bywa... Może najlepszym lekarstwem jest: "weź się chłopie w garść i do dzieła" - można i tak, ale czy się uda? Czekam na odpowiedź i rady od eksperta. DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ. MĘŻCZYZNA ponad rok temu Rozwój intelektualny dziecka autystycznego Autyzm to dziecięce zaburzenie rozwojowe. Częściej występuje u chłopców niż u dziewczynek. Sprawdź, co jeszcze warto wiedzieć na temat autyzmu. Obejrzyj film i dowiedz się więcej o rozwoju intelektualnym dziecka z autyzmem. 54 likes, 0 comments - idetamgdziechce on September 13, 2023: "Najpierw pranie potem Siebie ☠️狀 Konin 08.09.2023 @koninskiteatrtanca Dziś kolejna ods